Nie przespać zimy!


Trzy pierwsze seminaria (Gdynia, Warszawa, Kraków) mamy już za sobą.
Dziękuję wszystkim uczestnikom i organizatorom – nasze spotkania naprawdę były
uśmiechnięte, a o to przecież chodzi.
Najchętniej pomogłabym wszystkim chętnym przygotować się do startu tak,
aby najwięcej było ocen doskonałych. Okazało się przecież, że szalenie łatwo
przygotować nasze zwierzaki do dodatkowych, zabawowych rozgrywek – na
przykład dla wielu psów noszenie surowego jajka nie było żadnym problemem!
Jednak przed startami w konkurencjach zabawowych trzeba uzyskać ocenę
doskonałą w każdej z poprzednich konkurencji – więc pozwolę sobie na kilka
podpowiedzi, tym bardziej że niektóre ćwiczenia stwarzały podobne problemy na
wszystkich seminariach.
Po pierwsze – chodzenie przy nodze. Psy są za mało chwalone (I stopień) i
za dużo chcemy od razu (II i III stopień). Gdy zwierzak dopiero uczy się poruszania
przemiennie przy lewej i prawej nodze, zdecydowanie lepiej zacząć od nagradzania
tylko przejścia z jednej strony na drugą i tylko jednego prawidłowego kroku. Czyli
szybko kończymy pracę. Gdy pies zrozumie, że chwalony i nagradzany jest za siad
przy prawej nodze (oczywiście na hasło różniące się od polecenia siad przy lewej
nodze) nie będzie miał już problemów z naprzemiennym poruszaniem się przy nas.
Wtedy hasło np. „noga” znaczy dla psa „idziesz przy lewej nodze po to, aby usiąść
też przy lewej nodze, gdy się zatrzymam”, a odmienne hasło – np. „prawa” – „idziesz
przy prawej nodze po to, aby usiąść przy prawej nodze, kiedy się zatrzymam”. Czyli
najpierw nagradzamy nie sam marsz, a prawidłowe zatrzymanie się – cel pracy.
Po drugie – ćwiczenia wykonywane gdy przewodnik stoi tyłem do psa.
Inna pozycja ciała jest czymś nowym dla zwierzątka – ma prawo nie rozumieć wtedy
pozornie doskonale znanych słów czy gestów. A więc poczekajmy z pełnymi
wymaganiami – najpierw powtarzamy zmiany pozycji stojąc częściowo bokiem do
psa, potem całkiem bokiem, potem z odwróconą głową i na końcu już tyłem.
Oczywiście nie odchodzimy od razu na pełny dystans – lepiej zacząć zupełnie
blisko, dosłownie o krok.

2
Po trzecie – przywołanie. Okazało się, że najrozmaitsze „odwracacze uwagi”
przy przywołaniu psa nie są tak interesujące jak siedząca lub leżąca pozycja
przewodnika (II i III stopień). Tym bardziej, że to doskonała okazja na entuzjastyczne
przywitanie – dosłownie nos w nos z właścicielem. Regulamin naszego sportu
akceptuje entuzjazm zwierzaka; pies dopiero po przywitaniu, kiedy właściciel wstaje,
powinien na jedno hasło spokojnie usiąść. Ale co robić, aby ta psia radość nie
utrudniła czekania na przywołanie? Po prostu podczas treningu często, bez
przywołania, sami wracamy do psa. I już po kłopocie.
Po czwarte – aportowanie. Tu nie było wielu problemów, psy uczestniczące
w seminariach najczęściej miały już opanowane podstawy aportowania. Toteż tylko
przypominam, że wszystkie przedmioty, które pies aportuje, są własnością
przewodnika – a więc łatwo przygotować psa do przyniesienia w odpowiedniej
kolejności obu przedmiotów. Albo warunkujemy zwierzaka na wskazujący gest ręki,
albo uczymy nazw obu przedmiotów – i już problemu nie ma.
Po piąte – praca węchowa. Nie każdy z nas, tak na wszelki wypadek i dla
dania dobrego zajęcia psu, uczył swoje zwierzątko już od szczeniaka szukania
celowo zgubionych własnych przedmiotów. Dla moich psów taka praca była
codziennym chlebkiem z masełkiem i może właśnie dlatego za mało wyjaśniałam,
jak zaczynać.
No to kajam się i poprawiam szybciutko. Zguba (stopień I) jest najłatwiejszym
ćwiczeniem. Prowadzę psa przy nodze, bawię się rękawiczką, kluczami w etui,
portmonetką – obojętne, byłe ten przedmiot przesycony był moim zapachem.
Upuszczam za sobą – jeśli pies zainteresuje się spontanicznie – chwalę
zainteresowanie, jeśli nie – po kilku-kilkunastu krokach odwracam się razem z psem,
pokazuję tuż nad ziemią linię swoich śladów i zachęcam do powrotu naszą trasą, a
za chwilę pokazuję to, co zgubiłam proponując warowanie lub aportowanie mojej
„zguby”. Z reguły wystarczy raz wytłumaczyć psu o co chodzi – następna „zguba”
upuszczona już tak, aby pies nie wiedział kiedy, zostanie spontanicznie i radośnie
odnaleziona.
Pamiętajmy – węszenie i szukanie nosem jest dla psa konieczne, ciekawe i
motywujące, nie trzeba tego uczyć, starczy wytłumaczyć, czego szukamy tym
razem.

3
Pozostał nam rewir za odrzuconym własnym przedmiotem. Psy na ogół
pracowały skutecznie, ale chaotycznie, a przewodnicy jeszcze nie potrafili pomagać.
Jak więc uczyć rewiru? Wyobraźcie sobie prostokątny zegar, godzina szósta na
środku podstawy zegara, dwunasta na górze, pozostałe po bokach. Zostawcie psa
na godzinie szóstej, pod czyjąś opieką – ale tak, by widział co robicie. Idziecie
dookoła zegara – pierwszy przedmiot zostawiacie na godzinie dziewiątej, drugi na
pierwszej, trzeci na czwartej, Zostawiając, staracie się zainteresować psa tym, co
robicie. Wracacie do zwierzaka, bierzecie na co najmniej 4-metrową smycz,
pokazujecie ręką kierunek na godzinę czwartą – pies pamięta, że tam był
pozostawiony ostatni przedmiot. Zachęcacie do biegu w stronę godziny czwartej, tak
aby pies był przed wami. Przy odnalezieniu pies albo waruje, albo aportuje –
podnosicie lub odbieracie przedmiot, klaśnięciem i ruchem ręki wskazujecie zmianę
kierunku – teraz bieg na godzinę dziewiątą, a potem na pierwszą. Zasady – pies
zawsze biegnie przed nami, niezależnie od ilości przedmiotów przebiegamy kilka
razy (lub kilkanaście przy ogromnym terenie do przeszukania) razem z psem
wyznaczony teren z jednej strony na drugą, klaśnięciem i wskazaniem ręki
sygnalizujemy zmianę kierunków przeszukiwania. Trochę cierpliwości – i to my
potuptamy powolutku środkiem terenu, a nasz pies, nawet bez wskazywania zmiany
kierunków, przeszuka szybko i skutecznie cały wyznaczony teren. I na pewno
wszystko znajdzie!

Miłej zabawy – do zobaczenia wiosną!

Zofia Mrzewińska